„NIE” – NAJTRUDNIEJSZE I NAJBARDZIEJ POTRZEBNE SŁOWO Z UST RODZICA
„NIE” – NAJTRUDNIEJSZE I NAJBARDZIEJ POTRZEBNE SŁOWO
Z UST RODZICA
Dzieciom bardzo trudno zaakceptować odmowę, a jako doskonali manipulatorzy, sprytnie potrafią wymóc na nas zgodę. Co zrobić, by słowo „NIE” zawsze znaczyło dokładnie to, co zakładamy, i po morzu wylanych łez nie zmieniło się w „NO DOBRZE”?
TRUDNA ODMOWA
Kochamy nasze dzieci miłością niemożliwą do opisania. Uwielbiamy je całować i przytulać, cieszymy się każdym ich sukcesem, pragniemy robić im niespodzianki, kupować prezenty. W skrócie robimy wszystko, żeby spełnić dziecięce marzenia. Jednak taka postawa może okazać się zgubna, bo czegoś w niej brakuje. Słowa „nie”.
Przyznajmy przed sobą otwarcie – odmawianie nie należy ani do najłatwiejszych ani do najprzyjemniejszych chwil w naszym życiu, tym bardziej, jeżeli mamy powiedzieć „nie” do dziecka. Często wiąże się to z poczuciem winy po stronie dorosłego i strumieniem łez po stronie młodego człowieka, może zamienić się w niekończące się negocjacje, a w skrajnych przypadkach nawet w regularną wojnę. Jednak to, że mamy z czymś trudność, nie oznacza wcale, że nie powinniśmy tego robić.
Niby wiemy, że nie wolno wszystkich dziecięcych zachowań aprobować, ani owijać w bawełnę, gdy należałoby po prostu czegoś zabronić. Tylko co z tego, jeśli życie pokazuje, że gdy malec zrobi odpowiednio głośną awanturę w sklepie, to większość rodziców kupi coś ekstra, mimo że czują się z tym faktem niekomfortowo.
Dlaczego asertywność wobec naszych dzieci tak kiepsko nam wychodzi?
RODZIC PRAWDZIWY
Przyczyn nie trzeba daleko szukać, najczęściej jest nią nasza zwykła codzienność. Praca pochłania większość naszego czasu, obowiązki domowe same się nie wykonają, o kondycję nikt za nas nie zadba, a do tego dochodzą sprawy w urzędach czy inne nieprzewidziane i czasochłonne zdarzenia. Przy takim tempie życia czas spędzany z dzieckiem staje się towarem deficytowym. Myślimy, że nie warto ani chwili marnować na kłótnie. Prędzej czy później jednak takie uleganie zacznie pracować na naszą niekorzyść. Relacje z dzieckiem staną się bardzo płytkie i powierzchowne, nie nabiorą nigdy głębi. Nie uda się poznać prawdziwych potrzeb malucha, spełniając wszystkie jego zachcianki. Z biegiem czasu przestaniemy być rodzicami, a zredukujemy się do roli sponsorów. Jak wybrnąć z takiej pułapki?
Bądźmy szczerzy, to nie działa i w niczym nie pomoże. Nie musimy dzieciom rekompensować finansowo tego, że lubimy swoją pracę, tym bardziej nie możemy czuć się winni, że zarabiamy na życie, bo nie mamy innego wyjścia. Co ważniejsze, te nowe zabawki, tablety, quady – niczego nie zastąpią, a tylko wtłoczą młodego człowieka w ciasne ramy konsumpcjonizmu zalepiającego tylko na krótką chwilkę jego wewnętrzne rany. Zamiast tego, postanówmy sobie, że straty w miłości zrekompensujemy miłością, straty w rozmowach – rozmowami, straty w czasie – czasem. I skończmy z wymówkami. Lepiej zrezygnować z zajęć jogi albo przełożyć mycie podłóg na następny dzień, żeby pograć z dzieckiem w kółko i krzyżyk, naprawdę. Skoro jesteśmy rodzicami, bądźmy nimi prawdziwie – uczestniczmy w życiu dziecka. Na pewno w każdej sytuacji (z wykluczeniem chorób, czy innych tego typu kwestii ) można znaleźć na to czas i siły.
RODZIC BEZ SUPER MOCY
Inna przyczyna tkwi w fakcie, że ulegamy idealnemu wizerunkowi rodziny. Wyobrażamy sobie, że nasze kontakty z dzieckiem muszą być cukierkowe i niezmącone problemami. Nie chcemy kłopotów, boimy się ich i wolimy zrezygnować z czegoś dla świętego spokoju. Ale jest coś, czego boimy się jeszcze bardziej – osądu innych, stwierdzenia, że nie radzimy sobie z własnym dzieckiem.
Co jednak, jeśli faktycznie długo nie uda nam się uspokoić dziecka, bo nie kupiliśmy zabawki w sklepie? A jeśli nic? Myślę, że nie ma rodzica, który na każdy problem syna czy córki ma gotowe remedium. Odmówiliśmy sobie prawa do prawdziwości, odrzuciliśmy możliwość odczuwania negatywnych emocji, udajemy, że nie ma frustracji, bezsilności, gniewu czy rozczarowania, a to przecież także jest częścią nas.
Aby zdjąć z siebie ciężar oceny innych wystarczy przyznać, że nasze rodziny nie muszą być perfekcyjne, a relacje z dziećmi wcale nie muszą być bezproblemowe. Powinny być przede wszystkim pełne miłości i prawdziwe, oparte na wzajemnym szacunku, który daje prawo do różnic, do wolności i bycia sobą. Nie musisz być super rodzicem z super mocą, bądź sobą – robiącym wszystko co możesz. Bądź wystarczająco dobrym rodzicem. Nie musimy wstydzić się tego, że drażni nas dane zachowanie dziecka. Jest jak najbardziej w porządku, gdy mówimy dziecku o swoich emocjach w sposób dostosowany do jego możliwości pojmowania. Nie będzie na pewno w porządku wobec nikogo, gdy zaczniemy tłumić nerwy zamiast je nazwać. One kiedyś i tak poszukają sobie ujścia, a wtedy dziecko poczuje się niesprawiedliwie potraktowane albo wyładujemy się na kimś innym.
RODZIC ŚWIADOMY
Przyczyn problemów z asertywnością wobec dzieci może być znacznie więcej i tak naprawdę dotyczą nas – rodziców. To my czujemy się winni, to my chcemy mieć idealną rodzinę, to my boimy się tego co inni powiedzą. Warto przeanalizować swoje własne motywy świadomie, aby móc nad nimi pracować.
Zastanów się w jaki sposób odmawiasz dziecku? Czy w ogóle potrafisz mówić „nie”? Co cię skłania do nadmiernego ulegania? Czy robisz to, aby uśmierzyć własną winę? Czy chcesz uniknąć konfrontacji albo konieczności radzenia sobie ze swoim rozczarowaniem? A może po prostu w ogóle nie potrafisz być asertywny nie tylko wobec swojego dziecka? Cokolwiek by było przyczyną, możesz to dalej tolerować, albo popracować, aby to zmienić.Poświęć wieczór na poszukanie swoich granic, pomyśl co ci przeszkadza, co ci się podoba, a potem ustal z pociechą zmiany i zacznij bycie konsekwentnym od siebie.
DLACZEGO WARTO?
Wytyczając granice, robisz wielką przysługę zarówno sobie jak i swojemu dziecku. Możesz wierzyć albo nie, ale dzieciństwo bez żadnych granic, to dzieciństwo bardzo samotne, przeżyte w chaosie, zdezorientowaniu, w poczuciu braku bezpieczeństwa i braku miłości. Dzieci chcą poznawać prawa rządzące światem i relacjami, a także granice dopuszczalnego zachowania. Zasady czynią ich codzienność przejrzystą, zaś zbyt wiele wyborów lub niespójności może wywołać w nich niepokój. Oczywiście zarówno maluchy, jak i starszaki czy nastolatkowie, próbują te przepisy omijać, a granice przesuwać, ale robią to przede wszystkim po to, żeby sprawdzić czy ta granica dalej jest, żeby się dowiedzieć, czy jest na tyle istotna, że ktoś zareaguje. Jeżeli jej nie znajdą, będą szukać dalej.
Naucz swoją pociechę trudnej sztuki asertywności poprzez dobry przykład. Kto inny ma to zrobić, jeśli nie ty? Wyznaczając granice, stajesz się inspiracją dla dziecka do tego, aby ustaliło własne. Pokaż, że można w taki sposób odmawiać, żeby nie urazić nikogo i być w zgodzie z samym sobą. Wyjaśnij, że nikomu nie wolno łamać zasad, że nie są one po to, by ludzi ciemiężyć, ale żeby uporządkować stosunki międzyludzkie.
Warto też pamiętać o tym, że dom jest przygotowaniem do samodzielnego życia i radzenia sobie w społeczeństwie i ze społeczeństwem. Nie wychowuj dziecka w bańce mydlanej, bo ona prędzej czy później pęknie. Nie dawaj mu złudzeń, że wszystko mu się należy i na wszystkie jego pomysły świat przystanie, bo to nieprawda. Dla rozwijającego się człowieka lepsze jest oswojenie się z tym, że nie wszystko w życiu mu się należy i będzie spotykał się nie tylko z aprobatą, ale i odmową. Przeżywanie rozczarowań w bezpiecznym środowisku domowym, przy wsparciu kochających rodziców nauczy dziecko, jak sobie radzić w takich trudnych chwilach. Brak podobnych doświadczeń sprawi, że poza domem dziecko będzie bezbronne.
Czy namawiam do tego, żeby już nigdy na nic się nie zgadzać w sytuacjach, gdy dziecko o coś prosi? Nie. Czy uważam, że granic nie wolno przesuwać w ogóle, ani zmieniać zasad i nastolatka traktować jak przedszkolaka. Nie.
Zachęcam tylko (albo aż) do zrezygnowania z wyrażania zgody na wszelkie dziecięce kaprysy i do trwania przy swoim zdaniu, jeżeli wcześniej już coś zostało ustalone, czyli do asertywności i konsekwencji. Jest to ważne, aby wszystkim żyło się lepiej i dziecku i rodzicom i pozostałym członkom rodziny, a także osobom spoza, waszym gościom, nauczycielom czy kolegom dziecka.
Autorka artykułu: Kinga Krasnowska